Blog o książkach. Różne gatunki, różne kraje, różni autorzy.

sobota, 8 listopada 2014

CopyCamp 2014 dzień 2

12:28 Napisany przez Kama , , Skomentuj
CopyCamp 2014 to międzynarodowa konferencja poświęcona społecznym aspektom prawa autorskiego. Odbyła się w dniach 6 i 7 listopada br. w warszawskim kinie Praga. Obejmowała warsztaty i wykłady, odbywające się na raz w dwóch salach. Trzeba było coś wybrać. Czy czytałaś/czytałeś już relację z pierwszego dnia konferencji?

Gwiazda drugiego dni, Birgitta Jónsdóttir, islandzka poetka i liderka Partii Piratów poruszyła wiele ciekawych wątków. Odniosła się do dziedziczenia praw autorskich jako osoba, która odziedziczyła prawa do twórczości swojej matki, Bergþóry Árnadóttir, znanej twórczyni i piosenkarki folkowej oraz jako osoba, której prawa autorskie przejdą na jej dzieci. Wcale nie jest tym zachwycona. Na co autorowi jego prawa po śmierci, gdy ważniejsze jest by za życia autor był godziwie wynagradzany tak by powstawało jeszcze więcej dzieł. Mówiła o obecnych problemach w zdefiniowaniu kim jest rodzina i znajomy (w kwestii dozwolonego użytku), o tym jak rewolucją jest obecnie naturalna potrzeba człowieka do dzielenia się. O nowoczesnym "paleniu książek" czyli wykasowywaniu stron i historii opublikowanych w internecie. Polecam przesłuchać całość jej wykładu na stronie copycamp.pl.

Wystąpienie Kacpra Zagadki na temat self-publishingu było rozczarowujące. Nie powiedział w zasadzie nic konkretnego. Podkreślał, że gdyby nie e-publishing, jego książek by nie było. Zwykły druk kosztuje zbyt drogo, i trzeba książkę promować, żeby się przebiła. Swoich darmowych e-booków dla dzieci zapewne też nie promuje (wydał bo chciał, utrzymuje się z czegoś innego) bo jego 5 książek przez 2 lata na trzech stronach (iBookstore, Amazon i Smashwords) miało 2100 ściągnięć. Nie wiem czy były to ściągnięcia przez unikalnych użytkowników, wiem, że to bardzo mało.

Bardzo interesujące za to było wystąpienie Jacka Zadrożnego o dostępności kultury dla osób niepełnosprawnych. Dotyczyło w dużej mierze filmów, ale wątek książek też został poruszony. Dla mnie było szokiem, że obecne prawo autorskie utrudnia dostęp do kultury wielu osobom. Fundacja Kultury bez barier, która przygotowała zestaw napisów i audiodeskrypcji do wielu filmów, nie może ich nikomu przekazać... Potrzebne są zmiany prawa autorskiego w tej kwestii. Życie osobom niewidzącym utrudniają e-booki i audiobooki zabezpieczone DRM. Tylko te książki, które są ich pozbawione mogą być odczytywane na dowolnym urządzeniu, także tym przeznaczonym dla osób niewidomych.

Ciekawe spojrzenie na kopiowanie treści zaprezentował Marcin Wilkowski w swoim wykładzie pt. Kopiowanie jako warunek cyfrowego dziedzictwa. Zaczął od... agresywnej polityki bibliotecznej Ptolemeusza II zapewniającej bogactwo zbiorów Bibliotece Aleksandryjskiej. Zaprezentował dwie idee kultury - kulturę kasowania (od starożytności do palenia książek przez NSDAP) oraz obecną kulturę braku wolności kopiowania. Za Benj Edwardsem zwrócił uwagę na to, że kopiowanie (tzw. "piractwo") może uchronić od zapomnienia dane dzieło.

Milena Bogdanowicz, jako jedyna spośród słyszanych przeze mnie wykładowców wyraźnie poruszyła kwestie projektu zmiany ustawy o prawie autorskim. Nie dotyczy to książek, ale prasy i związane jest z dozwolonym użytkiem dla celów dokumentacji i informacji. Art. 30 który ma być uchylony jest wykorzystywany do monitoringu mediów. Gdy go zabraknie, badania takie jak zaprezentowane pierwszego dnia o dyskursie publicznym nt. prawa autorskiego będą utrudnione.

CopyCamp 2014 to także warsztaty. Najciekawszy spośród trzech na których byłam to Prawo autorskie w sieci - ćwiczenia praktyczne Kamila Śliwowskiego (prezentacja opublikowana w internecie na licencji Creative Commons, do ściągnięcia legalnie). Organizatorzy byli bardzo sztywni, i zmieniali zasady jak im się podobało. Mimo, że warsztat początkowo miał trwać dwie godziny, do 12, wymyślili sobie, że ma zostać skrócony, tak o dwadzieścia minut. Ot, żeby była przerwa w sali przed następnym warsztatem. Kosztem bardzo ciekawego warsztatu, gdzie pytania i wymiana myśli odbywała się do ostatniej chwili, pod czujnym okiem strażników przebierających nogami. O tym jak kiepsko jest dyskutować na korytarzu przekonali się dzień wcześniej uczestnicy warsztatu (w tym ja) będącym wprowadzeniem do prawa autorskiego. Gwar czasem utrudniał słuchanie, nie było możliwości wyświetlenia czegokolwiek, bo nie było rzutnika... Wygnali nas na korytarz i w tym momencie dla mnie skończyły się najciekawsze warsztaty. Potem były warsztaty ZAIKSu, a potem... dwie godziny przerwy przed konferencją. Organizatorom najwyraźniej zabrakło wyobraźni. Wcześniej nie wpadli na pomysł, że po godz. 12 (czyli zakończeniu dwugodzinnego warsztatu) można zrobić piętnastominutową przerwę, i kolejny warsztat zrobić 12:15-14:15 co by niczemu nie szkodziło, bo otwarcie konferencji i tak było dopiero o 16.

W ogóle organizacyjnie konferencja kulała. Wysyłane były maile przypominające o rejestracji na warsztaty 15 minut przed. Ani na pół godziny przed rozpoczęciem warsztatów, ani na 5 minut przed, ani na pięć minut po nie było żadnej rejestracji. Gdy my mieliśmy (pierwszego dnia, pierwszy warsztat, o godz. 10) warsztat na korytarzu, wszystko było jeszcze w proszku. Organizatorzy kręcili się i dopiero ustawiali meble na korytarzu. Problemem była też dezinformacja. Spytanie się np. o termin zakończenia konferencji oznaczało "proszę zobaczyć sobie w programie, bo ja nie wiem" gdy tymczasem co innego było w wydrukowanym programie (20:15) a co innego w internecie (o 21:00). O opóźnieniu terminu publikacji programu na stronie internetowej (wbrew ustalonym przez siebie ramom czasowym) też nie warto zapominać. Dziwna była sama polityka zapisywania się na warsztaty. W dniu konferencji na warsztat o wprowadzeniu do prawa autorskiego nie było już miejsc, gdy tymczasem na warsztacie było z pięć osób... A podobno miało być trzydzieści. Tym dziwniejsze, że miejsc na korytarzu na kanapach było najwyżej dwadzieścia...

Dziesięć minut na wykład to było zdecydowanie za mało. Trudno było cokolwiek rozwinąć, bo czas uciekał, ale większość prelegentów się dostosowała. Poza Michałem Bonim, który nie dość, że się spóźnił, to na dodatek przeciągał swoje wystąpienie... Myślisz, że prowadzący zwrócili mu na to uwagę? Skądże... Nie mieli oporów, żeby wbrew programowi skrócić i wygonić z warsztatów, ale Boniemu pozwolili na łamanie zasad... Informacje o braku wykładów zagranicznych gości były ogłaszane dopiero w sali po rozpoczęciu danego bloku. Niestety były to wykłady, których chciałam wysłuchać, i które decydowały o tym, że wybierałam dany blok. Wybranie bloku w którym się będzie uczestniczyć było niejednokrotnie trudne, wielokrotnie interesujące wykłady odbywały się w tym samym czasie. Liczę na to, że wszystkie wystąpienia zostaną trwale udostępnione (zniknęły nagrania z dnia pierwszego ze strony) i w spokoju i ja i inni będą mogli się zapoznać z treścią wykładów.

Podsumowując, mimo kulejącej organizacji jestem zadowolona z uczestnictwa w CopyCamp. Trafiłam na wiele ciekawych tropów, miałam okazję wysłuchać ciekawych prelekcji i  poznać ciekawe osoby. Planuję być za rok.

A jakie są Twoje wrażenia z CopyCamp 2014?

0 komentarze:

Prześlij komentarz