Blog o książkach. Różne gatunki, różne kraje, różni autorzy.

czwartek, 11 czerwca 2015

English Matters 51/2015

Pierwszy raz, chyba, w moich rękach jest pismo English Matters - dwumiesięcznik dla uczących się języka angielskiego. Nie przeczytałam jeszcze całości, ale przeczytałam/przejrzałam wystarczająco dużo, żeby wyrobić sobie zdanie o tym piśmie. Z biblioteki wypożyczyłam nr 51/2015 (marzec/kwiecień).

Dla jasności: patrzę na to pismo zarówno z punktu widzenia ucznia (nauczyciela) jak i nauczyciela. EM jest podobno dla jednych i drugich.

Czy to dla mnie?

Ani na okładce, ani na stronie ze spisem treści nie ma informacji o sugerowanym poziomie zaawansowania czytelnika. Na stronie internetowej pisma jest informacja o poziomie "średnio zaawansowanym i zaawansowanym" ale moim zdaniem rozmija się to z prawdą. To się nie nadaje do pracy dla zaawansowanego czytelnika, jest zbyt łatwe. Osoby na poziomie C1 powinny już od dawna (być w stanie) czytać książki po angielsku albo i zwykłe pisma.

Osoba, która jest na poziomie C1 i chciałaby rozwijać swój angielski, nic nie zyska.Główną treścią pisma są artykuły z lista słówek przetłumaczonych na polski. Coś, co każdy sam jest w stanie sobie zrobić za pomocą (dobrego) słownika.

Gramatyka? Na "trzynaście" tekstów (licząc po spisie treści) pojawia się tylko 1 (sic!) notka dotycząca gramatyki.

Wszystkie inne notki to słówka lub ciekawostki. Nawet słówka są tłumaczone chaotycznie - od poziomu A2 (np. several, bowl), B1 (średnio zaawansowany) przez B2 i C1 (zaawansowany). Kto by się przejmował słówkiem "postpartum" - nieprzetłumaczonym na polski - bo ważniejsze jest by "novel" (powieść) tłumaczyć w co drugim artykule. Lista słówek co najwyżej zaznacza potoczność czy dialekt. Aż nie chce mi się wierzyć, że ani razu w żadnym tekście nie zostały użyte słowa, które głównie się stosuje w tekstach lub które są z rodzaju tych oficjalnych. Nie ma w jakikolwiek sposób zaznaczonej w listach (rzadkiej) częstotliwości używania słów, poziomu trudności czy stosowania tego tylko w mowie albo na piśmie.

Zdarzają się słówka w tekstach wzięte z kosmosu. W tekście, który na poziomie B2 nie powinien sprawiać trudności, pojawia się np. słówko "transmogrify". Google znalazło ok. 292 tysiące stron na których pojawia się to słówko. W słownikach anglojęzycznych jest one często tłumaczone jako "transform" (niekoniecznie za pomocą czarów, jak twierdzą państwo z EM), które pojawia się na ok. 205 mln stron. Nawet mi, fance fantasy, graczowi RPG znajomość tego słówka jest niepotrzebna. Gdy spotkam się z nim w tekście, domyślę się z kontekstu, w rozmowie codziennej mogę użyć bardziej popularnych synonimów. Powtórzę się, cały czas mówię o piśmie, które po kilka razy w jednym numerze tłumaczy, że "novel" to powieść.

Znasz to powiedzenie "jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego"? Magazyn jest raczej tworzony dla młodych (informacje na stronie mówią o pomocy w nauce do matury) więc po co w ogóle są tłumaczone słowa typu "selfie" czy "digital camera"?

Artykuły nie są oznaczone konkretnym poziomem trudności. Czemu mi to przeszkadza? Bo wprowadza zamieszanie - matura na poziomie podstawowym jest na B1, na rozszerzonym - B2. A co z uczniami, którzy muszą się podciągnąć dopiero do  B1? Jeśli uczę się na konkretny poziom (lub uczę kogoś) chcę mieć jasną sytuację - które rzeczy są przydatne do zapamiętania, które można lub nie trzeba zapamiętać. Nie mam czasu sprawdzać i zastanawiać się czy uczeń (uczniowie) poradzą sobie z tym tekstem. Nie widzę zresztą sensu robienia tego, gdy w sieci mogę znaleźć materiały przygotowane na konkretny poziom.

Branford Boase Award


Zaczęło się źle już na czwartej stronie. Nagroda Branford Boase. Najpierw dowiadujemy się, że nagroda jest przyznawana debiutującemu pisarzowi książek dla młodych czytelników, potem że jest upamiętnieniem dwóch kobiet, pisarki i redaktorki i że jest formą wsparcia dla nich, a na koniec jest lista... samych pisarzy. Czy to pisał gimnazjalista?

Dlaczego "award" a nie "prize"? Czy można ich używać wymiennie? Czym się różni "award" od "reward"? Dlaczego tego nie można było wytłumaczyć?

Stampy Digital Camera

Wolałabym, żeby była jakaś notka o tworzeniu przymiotników przez sufiks -y zamiast tłumaczenia, że "digital camera" to "aparat cyfrowy".

A Project on the Body

Gratuluje redaktorom, że powstrzymali się od tłumaczenia "project". To musiało być wielkie poświęcenie z waszej strony. O zapomnianym słówku "postpartum" już pisałam. Tekst sam w sobie był dosyć interesujący.


Japanese vampires

Najgorszy tekst numeru!

Najpierw o japońskich słowach. Mnie uczono, że wielką literą pisze się imiona, a słowa obcojęzyczne w tekście zaznacza się kursywą. Tymczasem w tekście pojawia się "Kappa" i "Bakeneko" które tak samo jak "vampire" jest określeniem pewnego rodzaju istot. Słowa jak najbardziej są japońskie... Hmmm... Jeśli był jakiś konkretny powód dla takiej formy zapisu - czemu w ramce tego nie uwzględniono? Jeśli to rzeczywiście błąd, to gdzie był korektor? Jeśli jest jakaś zasada dotycząca zapisu słów obcojęzycznych, dlaczego w ogóle nie wspomniano o niej chociaż w kilku zdaniach?

Plus za wspomnienie o bakeneko i o kappie. Niestety z tekstu nie dowiemy się, że poza szkodzeniem kappy mogły też pomagać.

Zagadka: kiedy do Japonii przyszło chrześcijaństwo? W XVI w. - konkretniej w latach 40. Tymczasem z tekstu dowiadujemy się, że zachodnie wyobrażenie wampirów pojawiło się mniej więcej w latach 30. zeszłego wieku, razem z chrześcijaństwem. To w końcu kiedy?

Kolejna zagadka: kiedy był w Japonii szogunat? W 1930 Japonią rządził cesarz Hirohito, a szogunat nie istniał już od ponad 60 lat.

W tekście są podane przykłady kilku tytułów z wampirami w roli głównej, które nijak się mają do tego wspomnianego bogactwa zadziwiających japońskich przeróbek. Jest dosyć przewidywalnie - klasycznie - chociaż miło, że autorka artykułu wspomniała o Nightwalker, który nie jest zbyt znanym tytułem. Niestety, drodzy czytelnicy - po roku 2000 nie pojawiła się żadna ciekawa seria (wg artykułu). W tekście też nie ma nic o tym, że są wampiry, które: ze swojej krwi tworzą broń (np. Nightwalker), chodzą do szkół, jedzą ludzkie jedzenie, rosną, urodziły się wampirami, rodzą dzieci (a teraz porównaj sobie to z twórczością Ann Rice, do której się odwołuje autorka), zostały stworzone w laboratorium, jedzą inne wampiry, żyją "na widoku" itd. Zamiast tego jest opis czterech serii. I co zadziwiające, brakuje Vampire Hunter D.

The Job Interview


Jeden z powodów, dla którego w ogóle sięgnęłam po ten numer. Artykuł, który naprawdę może się przydać dużej ilości osób, z dziwnego względu nie ma nagrania mp3. Tekst o Wojnie Róż jest zdecydowanie ważniejszy, więc ma wersję audio.

Zagadka dla dociekliwych: dlaczego jest mowa o "20,000 Euros" i "75 bln Polish zloty"? Jak brzmi zasada dotycząca pisowni nazw walut? Dlaczego w angielskiej Wikipedii jest mowa o "euro"?

Dodatki


Prawie się udało z MP3. Prawie.

Lista słówek z  numeru w pdf w internecie - dobry pomysł. Tylko jestem ciekawa na jakiej zasadzie wybierali słówka. Tak, tak - "novel" się załapało na listę. Dobrze chociaż, że "event" nie. A, przy okazji "transmogrify" też nie ma. Jeśli po jakimś czasie, spojrzysz na listę słówek i stwierdzisz, że chcesz przypomnieć sobie jak się je stosowało w zdaniu - zapomnij. Przeglądaj listę słówek pod artykułem, bo nie ma nawet numeru strony na której pojawia się po raz pierwszy.

Present Perfect - świetny pomysł na dodatek. Aż dziw bierze, że w żadnym artykule w piśmie nie był stosowany. Tak, tak, widziałam te przykłady w dodatku. A w piśmie? Przecież właśnie o to chodzi, żeby zobaczyć jak się go używa w praktyce. Nie pojawiła się ani jedna notka na ten temat. W końcu w całym piśmie była aż jedna notka mająca związek z gramatyką.

Ogólna ocena

Jestem bardzo niezadowolona z tego pisma. Nie ma ściśle określonej grupy osób, do których jest adresowane. Tłumaczenia słówek są chaotyczne, a w stosowaniu konkretnych słówek w tekście też nie ma jednej określonej wizji. Brak jest gramatyki.

Artykuły opierają się tylko na liście słówek. Nie ma synonimów, antonimów, niuansów. Słówko "bright" zostało przetłumaczone samodzielnie (jako "tu:...") podczas gdy wyrażenia "bright future" używa się często. A teraz ręka w górę kto wskaże antonim. Ja wiem, mi to nie jest potrzebne, ale skoro tłumaczy się "several", "event" etc. to zwłaszcza "nieoczywiste" antonimy powinny się pojawić.

To jest bardzo specyficzne pismo, i sam fakt, że ktoś się uczy angielskiego, nie znaczy, że powinien po nie sięgać. Jest zbyt proste, zbyt chaotyczne, ze źle napisanymi tekstami, z błędami. Niewiele ma do zaoferowania osobom, które są na poziomie zaawansowanym.

Czy po to pismo jeszcze kiedyś sięgnę? Możliwe. Czy kupię? Na pewno nie.

0 komentarze:

Prześlij komentarz